Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/234

Ta strona została przepisana.

miał blond i cerę bladą; ubrany był w kaftan z sukna zielonego z rękawami przeciętymi i bufiastymi według mody ówczesnej; spodnie tegoż samego koloru, obcisłe mocno, odznaczały muskuły jego nóg. Pas ze skóry żółtej podtrzymywał miecz ze stali, o szerokiej klindze; rękojeść miecza błyszczała, mocno wytarta. Były to ślady przyzwyczajenia, jakie miał młodzieniec, wspierając na niej jedną rękę, tak jak w tej właśnie chwili, podczas gdy w drugiej trzymał kapelusz filcowy w rodzaju ówczesnych czapeczek myśliwskich.
Wszedł i, postąpiwszy dwa kroki, stanął. Królowa jednym szybkim rzutem oka objęła całą tą postać. Bez wątpienia, egzamin ten miłościwej Izabelli trwałby był dłużej, gdyby mogła była przewidzieć, że stoi przed nią jeden z tych ludzi, którym los przeznaczył w życiu jedną taką godzinę, w ciągu której mają być narzędziem woli Najwyższego, zmieniającej losy narodów. Ale, jak powiedzieliśmy, nic w nim nie zdradzało podobnie wielkiego przeznaczenia i w tej chwili był to sobie poprostu przystojny, młody chłopiec, blady, bojaźliwy i zakochany.
— Jak się nazywasz? — spytała królowa.
— Perrinet Leclerc.
— Czyim jesteś synem?
— Ławnika Leclerc’a, klucznika bramy Saint-Germain.
— Czem się trudnisz?
— Handluję żelastwem na małem mieście.
— I porzuciłbyś to zajęcie, aby wejść w służbę kawalera de Bourdon?
— Wszystko-bym porzucił, miłościwa pani, aby być tylko ciągle razem z Karoliną.