Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/243

Ta strona została przepisana.

patrzmy się, co robi Leclerc. Przebiegł on przez pola aż do Bastylii, wszedł na ulicę Św. Antoniego, wydostał się na plac de la Gréve, chwilę zatrzymał się i wzrokiem ciekawym wpatrzył się w szubienicę, która wyciągała swe wychudłe ramiona od strony rzeki. Śpiesząc dalej, zatrzymał się chwilę na moście Notre-Dame dla odpoczynku i dopadł nareszcie do rogu ulicy Grande-Boucherie, a zauważywszy, że nikt do Châtelet wejść ani wyjść stamtąd nie zdoła, aby on z tego miejsca go nie dostrzegł, wmieszał się w tłum mieszczan, rozmawiających o aresztowaniu rycerza.
— Upewniam cię, panie Bourdichon — mówiła stara kobieta do mieszczanina, którego dla zwrócenia większej uwagi trzymała za guzik od kaftana — upewniam pana, że odzyskał przytomność; wiem to od Klary, córki dozorcy z Châtelet; ona mi mówiła, że ma tylko trochę stłuczoną głowę i nic więcej.
— Ja się nie sprzeczam z wami, Joanno — odpowiedział mieszczanin — ale z tem wszystkiem nie wiem, za co jest aresztowany.
— Ba! to łatwo odgadnąć: był w zmowie z Anglikami i Burgundami, zdradzał, chciał spalić miasto, mordować ludzi, bić pieniądze z naczyń kościelnych... Co więcej, mówią, jakoby królowa Izabella namawiała go do tego; od zamordowania księcia Orleanu, ona nienawidzi Paryżan do tego stopnia, iż, jak powiada, dopiero wtedy będzie zadowoloną, gdy z ziemią zrównają ulicę Barbette i spalą dom z obrazem Matki Boskiej.
— Posuńcie się! puszczajcie! — zawołał rzeźnik jakiś — oto właśnie kat idzie.
Człowiek w ubraniu czerwonem przeszedł pośród tłumu, który z instynktownem przerażeniem rozsunął się. Gdy się zbliżał do Châtelet, drzwi otworzyły się sa-