Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/250

Ta strona została przepisana.

człowiek ten należy raczej do korporacyi rzemieślników, która na rozkaz marszałka d’Armagnac dostarczyła pięciuset ludzi do straży miasta. Od czasu do czasu zatrzymuje się on, opiera na ciężkiej halabardzie, którą jest uzbrojony, zapuszcza niepewne spojrzenie w przestrzeń, potem z westchnieniem na nowo zaczyna się przechadzać. Wtem zwrócił jego uwagę głos człowieka, znajdującego się z zewnętrznej strony okopów, proszący o otworzenie bramy Saint-Germain. Osobistość opóźniająca, się liczyła widocznie na uprzejmość wartownika, który na własną odpowiedzialność mógł po godzinie dziewiątej wpuścić przybysza. Przypuszczać należy, że nie mylił się co do wpływu, jaki posiadał, gdyż młody wartownik, zaledwie głos posłyszał, zszedł po wewnętrznej spadzistości wału fortecznego i zapukał do małego okienka, przez które przedzierało się światełko lampy, wołając dosyć głośno, aby go można było usłyszeć wewnątrz:
— Ojcze, wstańcie prędko i otwórzcie bramę panu Juvénalowi des Ursins.
Zmiana kierunku światła dowodziła, że wyrazy te dosłyszane zostały; starzec, z lampą w jednej i pękiem kluczy w drugiej ręce, wyszedł z domu; i zbliżał się w towarzystwie młodziana, który go wołał, pod sklepienie, wznoszące się nad ciężką w żelazo okutą bramą. Jednakże, przed włożeniem klucza w zamek, jakby zapewnienie syna było niedostatecznem, starzec zapytał człowieka, stojącego z przeciwnej strony i pukającego nogą o bramę.
— Kto tam?
— Otwórzcie, ojcze Leclerc, jestem Jan Juvénal des Ursins, radca parlamentu pana naszego i króla. Zapóźniłem się u przeora opactwa Saint-Germain-des-Pres; ponieważ jednak jesteśmy starzy znajomi, więc liczyłem na waszą uprzejmość.