Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/252

Ta strona została przepisana.

już dłużej na chłodnem powietrzu; mam nadzieję, że drugi natrętnik nie będzie już twej uprzejmości wystawiać na próbę.
— I dobrzeby uczynił, panie des Ursins, gdyż nawet dla miłościwego pana naszego Delfina Karola, którego niech Bóg uchowa, nie zrobiłbym tego, co dla was uczyniłem. W tych burzliwych czasach jest to wielka odpowiedzialność mieć pod swoją opieką klucze miasta. To też, gdy czuwam, nie opuszczają one mego boku. a gdy spoczywam, mojej poduszki.
Po tej pochwale, jaką oddał własnej przezorności, staruszek ostatni raz jeszcze uścisnął ręce, które trzymał w swoich, podniósł z ziemi latarnię i poszedł do domu, pozostawiając obu młodym ludziom całą swobodę rozmowy.
— Chciałeś czegoś ode mnie, Perrinecie? — rzekł Juvénal, opierając się na ramieniu młodego handlarza żelastwa, którego widzieliśmy już w rozdziale poprzednim, a którego tu znowu odnajdujemy.
— Chciałem zasięgnąć od pana wiadomości. Pan, który jesteś radcą parlamentu, musisz wiedzieć o wszystkiem, co się dzieje, a ja wszystkiego tego jestem ciekawy. Powiadają, że ważne rzeczy dzieją się w Tours, gdzie się znajduje królowa.
— Rzeczywiście — rzekł Juvénal — nie mogłeś lepiej się zwrócić, gdyż posiadam najświeższe nowiny.
— Wejdźmy, jeśliś pan łaskaw, na wały; prawdopodobnie marszałek odbywać będzie ront nocny, a gdyby mnie nie znalazł na stanowisku, mógłbym oberwać rzemieniem po biodrach.
Juvénal oparł się przyjacielsko na ramieniu Perrineta i za chwilę ukazali się znowu na pustym pomoście.
— Oto jak się rzecz miała. — rozpoczął Juvénal.