dziej, że nieprzyjaciel był jeszcze o mil pięćdziesiąt odległy.
Ale królowa zauważyła, że straże, w przekonaniu, iż są stawiane dla prostej tylko formy, spełniały obowiązki swe bardzo niedbale i że w razie niespodzianego napadu wszystkoby się udało pomyślnie. Pomyślała tedy, że dobrzeby było, aby książę Burgundyi napadł na Marmontiers, porwał ją i uwiózł. O projekcie tym znalazła sposobność zawiadomić go przez jednego ze swych sług wiernych, dając przytem wszelkie potrzebne objaśnienia. Projekt ten podobał się wielce księciu, o czem gdy tajnie zawiadomioną została, królowa przez innego znowu posłańca oznaczyła dzień, w którym miała zamiar udać się do opactwa. Przedsięwzięcie było ryzykowne; trzeba było przebyć szybko i cichaczem pięćdziesiąt mil; odważyć się na zamach z małym oddziałkiem wojska było niebezpiecznie, gdyż Dupuy miał pod swymi rozkazami dosyć znaczną siłę, aby mógł stawić opór; wybrać się znów z wielkiem wojskiem było także nie dobrze, gdyż niewątpliwie Dupuy, uprzedzony o zbliżaniu się nieprzyjaciela, uwiózłby sam królowę i osadził w której z twierdz, w innej jakiej prowincyi, bardziej odległej, naprzykład w Maine, w Berri, lub w Anjou. Książę Burgundzki nie cofnął się jednak przed trudnościami. Rozumiał on wybornie, że jedynym środkiem podtrzymania swego stronnictwa było: osłonić swe działania imieniem Izabelli, i przedsięwziął środki po temu tak przezornie, że dotarł do celu, nie zostawszy odkrytym. Oto jak się rzecz miała....
Perrinet Leclerc słuchał z coraz większą uwagą i ciekawością.
— Wybrał on z armii swej dziesięć tysięcy jeźdźców, ludzi najwaleczniejszych, a mających konie najwy-
Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/254
Ta strona została przepisana.