Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/258

Ta strona została przepisana.

wi przestrzeni, na który w tej samej chwili prawą ręką wskazywał.
— Patrz — mówił — widzisz dwie dzwonnice Saint-Yves i Sorbonny, cokolwiek na lewo za księżycem, który wschodzi poza niemi: widzisz tę gwiazdę bardziej błyszczącą od innych?
Perrinet dał znak głową, że widzi.
— Nazywają ją Merkury. A więc, gdybyś przeprowadził linię prostopadłą od miejsca, w którem wydaje ci się, że się ta gwiazda znajduje, aż do ziemi, linia ta upadłaby w samym środku miasta, o które się pytasz.
Perrinet nie żądał już bliższych objaśnień astronomicznych, które mu się nie bardzo zrozumiałemi wydały. Z wykładu astronomiczno-geometrycznego młodego radcy parlamentu zrozumiał tylko tyle, że, patrząc cokolwiek w lewo od wierzchołka wieży Sorbonny, oczy jego zwrócone będą ku temu punktowi świata, gdzie żyje i oddycha Karolina. Mało go obchodziła reszta; miejsce to było dla niego całym światem i rajem na ziemi. Po oddaleniu się Juvénala, Perrinet, wsparty o drzewo, oddał się rozmyślaniom o ukochanej, i tak dalece w nich się zatopił, iż nie słyszał nawet tententu koni zbliżającego się oddziału ulicą Pawią i nie widział kilkunastu jeźdźców, zbrojny oddział ten składających, choć już wjechali byli na wały, nad którymi straż jemu powierzona była.
Dowódca tego patrolu nocnego dał znak swym ludziom, aby się zatrzymali, a sam zbliżył się do muru. Przybywszy pod mur, wzrokiem począł szukać warty, która się w tem miejscu znajdować była powinna, i niebawem dojrzał Perrineta, który w tej samej postawie, pogrążony w marzeniu, nie zauważył nic, co się około niego działo.
Dowódca patrolu szedł wprost do tego nieruchomego