Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/267

Ta strona została przepisana.

rozkazywać, podpisywać prawdziwe edykta królewskie! że już w tej chwili nikczemny d’Armagnac napróżnoby błagał łaski mej i litości! O! straszno pomyśleć! A jednak przyjdzie do tego i to się stać musi, nieprawdaż, mości panowie? Tak chcę i tak będzie, a jeśli który z was powie mi, że nie, ten kłamstwo to głową imi swoją przypłaci!
— Mości książę — przerwała królowa — uspokójcie się. Każę przywołać doktora., aby rany wasze opatrzył, lub też, jeżeli wolicie, ja sama...
— Dziękuję — odpowiedział książę — jest to tylko lekkie draśnięcie i oby Bóg dał, żeby mój dzielny Hektor de Saveuse cięższych ran nie poniósł.
— Czy ciężko został raniony?
— Alboż ja wiem? albo miałem czas zsiąść z konia, by pójść dowiedzieć się, czy umarł, czy też żyje jeszcze? Nie; widziałem go, jak padał, a strzała z łuku tkwiła mu w samym środku piersi i sterczała, jak tyka wpośród winnicy. Biedny Hektor! krew Helyona de Jacqueville spada na niego! Mości panie de Vaux, strzeżcie się! popełniliście to morderstwo wspólnie z Hektorem, żebyście i kary wspólnie z nim nie odnieśli. A możebne to, jeśli jeszcze do walki przyjdzie!
— Bardzo dziękuję za ostrzeżenie! — rzekł Jan de Vaux. — Czy się tak stanie, nie wiem, ale to pewna, że moje ostatnie tchnienie wydam za szlachetnego pana mego, Jana Burgundzkiego, a ostatnią myśl poświęcę miłościwej królowej Izabelli Bawarskiej.
— Dobrze, dobrze, kochany baronie — rzekł uśmiechając się Jan Nieustraszony, którego gniew ustępował powoli. — Wiemy, że jesteście odważni i że, jeżeli w ostatniej chwili życia waszego Bóg duszy waszej nie przyjmie, gotowi jesteście z dyabłem się o nią pobić i, zwyciężyw-