Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/271

Ta strona została przepisana.

żywym, czy umarłym, masz powrócić i powiedzieć: On tam jest! Królowo! oni przewidzieli jednak, że więźnia oswobodzić, że mogiłę możesz odkopać, rzucili go więc żywego z połamanymi członkami do Sekwany.
— Nieszczęśliwy! dlaczego nie ocaliłeś go, lub nie pomściłeś?
— Byłem sam, a ich było sześciu: dwóch z nich zabiłem. Zrobiłem, co mogłem. Obecnie chcę coś więcej uczynić.
— Cóż takiego? — spytała królowa.
— Marszałek jest wam nienawistny, Paryż chcielibyście posiadać? nieprawdaż, pani! Sądzę więc, iż ten, któryby wam obiecał te dwie rzeczy: zemstę nad marszałkiem i wydanie Paryża, mógłby napewno liczyć, że uzyska łaskę waszą! Wszakże tak!?
Królowa uśmiechnęła się z wyrazem twarzy, sobie tylko właściwym.
— Ach! — odpowiedziała — człowiekowi temu dałabym wszystko, czegoby żądał!... wszystko!... połowę dni mego życia, połowę krwi własnej. Lecz gdzie, go znajdę? — Kogo?...
— Człowieka takiego!
— Ja nim jestem, królowo!...
— Ty? ty? — spytała Izabella zdziwiona.
— Tak jest, ja.
— Jakim-że tego dokonasz sposobem!?
— Jestem synem klucznika Leclerca; ojciec mój podczas nocy chowa pod poduszkę klucze od bramy miasta; mogę pójść któregokolwiek wieczora odwiedzić go, mogę zasiąść z nim do stołu, ukryć się w domu jego, a potem, w nocy wszedłszy do jego pokoju, mogę skraść klucze i bramy otworzyć.