Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/272

Ta strona została przepisana.

Karolina krzyknęła; Perrinet zdawał się nie słyszeć tego, królowa zaś tak była zajęta tem, co mówił Perrinet, że nie zwróciła wcale uwagi na krzyk Karoliny.
— Tak, to prawda — rzekła Izabella, namyślając się.
— I spełnię to, co powiedziałem — dodał Leclerc.
— Ale — przerwała nieśmiało Karolina — jeżeli w chwili, gdy będziesz brał klucze, ojciec twój się obudzi?
Na czoło Leclerca zimny pot wystąpił, włosy stanęły mu na głowie, lecz po drwili podniósł rękę, ujął i wyciągnął do połowy sztylet i wymówił te tylko słowa:
— Uśpię go napowrót.
Karolina krzyknęła powtórnie i padła na fotel.
— Tak — rzekł Leclerc, nie zwracając uwagi na zemdlona, prawie kochankę — tak, mogę zostać zdrajcą i ojcobójcą, ale zemścić się muszę!
— Cóż oni tobie zrobili? — zapytała Izabella, zbliżając się do niego, biorąc go za — rękę i patrząc z uśmiechem kobiety, rozumiejącej zemstę, chociażby najokrutniejszą za jakąkolwiek cenę.
— Co was to obchodzić może, królowo. Jest to moja tajemnica. Pani ode mnie tyle tylko wiedzieć możesz, że dotrzymam mojej obietnicy, jeżeli pani swojej dotrzymać zechcesz.
— A więc, o cóż idzie, czego żądasz? Czy Karoliny, którą kochasz?
Perrinet wstrząsnął głową z gorzkim uśmiechem.
— Chcesz złota? dam ci, ile zechcesz.
— Nie — odpowiedział Perrinet.
— Może pragniesz szlachectwa, tytułów, zaszczytów? Jeżeli zdobędziemy Paryż, oddaję ci dowództwo nad miastem i hrabią cię uczynię.
— Wszystko to nie to — mruknął Leclerc.