Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/277

Ta strona została przepisana.

Adam wybrał dwa najlepsze bieguny; każdy z nich osiodłał swego i wsiedli na koń.
— Gdzie dostaniemy innych koni, gdy te padną? — zapytał Leclerc — w drodze, którą przebyć mamy, zwierzęta te nie wytrwają i doniosą nas zaledwie do połowy.
— Dam się poznać wojskom burgundzkim, które spotkamy po drodze, i od nich dostaniemy konie.
— Zgoda!
Jeźdźcy zarzucili cugle na szyje koniom, spięli je ostrogami i pędzili, jak wicher.
Zaprawdę, gdyby kto ich tak zobaczył przy świetle iskier z pod kopyt końskich wytryskujących, w cieniu tej szarej nocy, pędzących jeden obok drugiego z szybkością niezrównaną, ktoby był widział najeżone od wiatru grzywy koni i ich włosy, tenby przez długie lata opowiadał, że był świadkiem naocznym podróży nowego Fausta z Mefistofelesem, pędzących na swych fantastycznych rumakach na jakieś piekielne zebranie.

V.

Chwila, którą Perrinet Leclerc przeznaczył na wykonanie swego zamiaru wydania Paryża, była jak najlepiej wybrana: rozjątrzenie mieszczan było już u szczytu i wszyscy obwiniali Marszałka, którego srogość i okrucieństwo względem Paryżan z każdym dniem zwiększało ich oburzenie. Żołnierze okrutnie obchodzili się z mieszkańcami, a sprawiedliwości w ich wodzu szukać nawet nie było po co. Od czasu, jak Marszałek zmuszony był odstąpić od oblężenia zamku Senlis, byli oni jeszcze okrutniejsi i rozjątrzeni doznaną porażką. Nikt nie mógł wyjść z miasta, a jeżeli ktokolwiek chciał to uczynić,