Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/284

Ta strona została przepisana.

tak, że postępując z największą ostrożnością i posuwając rękę jak najwolniej, młodzieniec dosięgnął nareszcie kluczy. Czuł on dobrze, i to go właściwie zgrozą przejmowało, że jedno drgnienie, jeden ruch, jedno westchnienie starca mogło go uczynić ojcobójcą!
Gdy nareszcie poczuł zimno żelaza i zdołał palcem zahaczyć za kółko, na którem klucze owe były zaczepione, począł z tąż samą ostrożnością ciągnąć je ku sobie. Wydobył je, pochwycił obiema rękoma, ścisnął tak, aby dźwięku nie wydały, i rozpoczął, również na palcach, dokoła przy ścianie odwrót ku drzwiom; po chwili stanął przy drzwiach, jako szczęśliwy posiadacz skarbu, który miał mu zapewnić nasycenie jego zemsty.
U drzwi tych Perrinet mało nie upadł zemdlony, zebrawszy jednak resztki sił, wysunął się z pokoju i padł na schodach, prowadzących na wały. Zaledwie przytomność powracać mu zaczęła, gdy zegar na wieży klasztoru Kordelierów począł wydzwaniać jedenastą.
Za jedenastem uderzeniem, Perrinet zerwał się z miejsca; wiedział on, że właśnie o tej godzinie pan de l’Ile-Adam na czele pięciuset zbrojnych winien się znajdować o kilka kroków za wałami.
Leclerc wbiegł na schody, a gdy się znalazł u ich szczytu, posłyszał tentent zbliżającego się oddziału jezdnych. Odgłos ten dochodził od strony miasta.
— Kto idzie!? — krzyknął wartownik.
— Ront nocny! — odpowiedziano głosem grubym, po którym Perrinet poznał marszałka d’Armagnac.
Perrinet rzucił się twarzą na ziemię. Oddział przebiegł o dwie stopy od niego. Warta zmienioną została, inny żołnierz stanął na tem miejscu. Marszałek na czele oddziału pojechał dalej.
Perrinet czołgał się, jak wąż, ku środkowi drogi, którą