nie, żacy, przeprowadzali każdy z tych oddziałów zbrojno i z wielkim orszakiem.
Wielką to było nieoględnością ze strony dowódców krzykami takimi budzić miasto całe, gdyż najznakomitsze osoby, które pojmać pragnęli, krzykami tymi ostrzeżone, umknąć zdołały. Tanneguy Duchatel, gdy tylko pierwsze wrzaski doszły uszu jego, pobiegł do pałacu Delfina, a zwyciężywszy wszystkie przeszkody, jakie mu stawały na drodze, dotarł aż do sypialni królewskiego syna i znalazłszy go wspartego na łóżku i wsłuchującego się w tę wrzawę, która już aż do niego dochodziła, nie tracąc ani chwili, nie odpowiadając na pytania, zawinął go w kołdrę, porwał na ręce, jak piastunka dziecię, i uniósł.
Robert le Massou, jego porucznik, trzymał już konia w pogotowiu; Tanneguy wsiadł nań natychmiast z swym drogocennym ciężarem, a w dziesięć minut potem bramy niezdobyte Bastylii zamknęły się za nimi, kryjąc w potężnych murach fortecy jedynego potomka i spadkobiercę starej monarchii francuskiej.
Ferry de Mailly, który zbliżał się do hotelu d’Armagnac, nie był szczęśliwszym od pana de Chevreuse; marszałek, którego widzieliśmy na czele patrolu nocnego, usłyszał krzyki Burgundów i zamiast powracać do pałacu, gdy się przekonał, że wszelka obrona byłaby bezskuteczną, pomyślał także o własnem bezpieczeństwie. Schronił się więc do domu pewnego biednego murarza, wyznał kim jest, i przyobiecał mu nagrodę odpowiednią ważności usługi, jakiej od niego żądał. Murarz ów ukrył go i przyrzekł, iż nie zdradzi tajemnicy.
Oddział, który spodziewał się zejść marszałka niespodzianie, dotarł do pałacu d’Armagnac i zaczął wywalać zabarykadowane wejście. W chwili, gdy drzwi runęły pod uderzeniami, człowiek jakiś, dotąd bezczynnie
Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/287
Ta strona została przepisana.