oparty o przeciwległy mur, nagle rzucił się naprzód, roztrącił wszystkich i pierwszy wpadł do pałacu, tak, że pan Ferry de Mailly dopiero za nim podążyć mógł.
W tym samym czasie pan de l’Ile-Adam, szczęśliwszy od innych, wtargnął po słabym oporze straży do pałacu Saint-Paul, przebiegł wszystkie komnaty i dotarł aż do sypialni króla Karola VI. Nieszczęśliwy monarcha, z którego drwiła służba i którego rozkazów dawno już nikt nie słuchał, tego wieczora zupełnie przez nią zapomniany został. Dopalająca się lampa słabo oświecała komnatę, resztki dogorywającego ognia, który nie wystarczał na ogrzanie i usunięcie wilgoci z tego obszernego pokoju, dogasały w rogu szerokiego gotyckiego komina. Na prostym drewnianym stołku siedział skulony starzec wpół nagi, drżący z zimna...
Był to król Francyi.
Pan de l’Ile-Adam wbiegł do pokoju i, nie widząc go, poszedł wprost do łoża, które zastał pustemu, a odwróciwszy się, dopiero spostrzegł osowiałego monarchę, który, pochylony nad ogniskiem, rękoma wychudłemi i drżącemi poprawiał resztki niedopalonych głowni.
L’Ile-Adam zbliżył się doń z uszanowaniem i pozdrowił go w imieniu księcia Burgundyi.
Król odwrócił się, ręce jego jednak wyciągnięte pozostały w stronę komina, spojrzał niepewnym wzrokiem na mówiącego i rzekł:
— Jak się ma mój kuzyn, książę Burgundzki? Bardzo dawno już go nie widziałem.
— Miłościwy panie, książę przysyła mnie do was, aby wszystkim klęskom, trapiącym Wasze królestwo, koniec położyć.
Król odwrócił się do ognia, nie odpowiadając nic.
— Miłościwy panie — dodał l’Ile-Adam, widząc, że
Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/288
Ta strona została przepisana.