należy — rzekł Leclerc. — Królowa mi je darowała! Oto jej pieczęć! Zostawcież mnie w spokoju!
Wydobył pergamin z kieszeni kaftana i pokazał go rycerzowi.
Hrabia d’Armagnac przewrócony leżał na stole nieruchomy, z powodu ran niezdolny wcale opierać się. Patrzał on tylko na tych dwóch ludzi, nie mogąc nawet podnieść rąk zakrwawionych.
— Dobrze — rzekł pan l’Ile-Adam — ja jego życia nie żądam, więc porozumiemy się łatwo.
— Przysięgnij na twoją duszę, że mi go żywego oddasz! — wykrzyknął Leclerc.
— Przysięgam! Ale daj mi spełnić ślub, który uczyniłem!
Leclerc odstąpił, założył ręce i czekał spokojnie, patrząc na to, co się stać miało. Pan de l’Ile-Adam wydobył miecz z pochwy, wziął ostrze w ręce przy samym końcu tak, że tylko na cal występowało poza wielki palec ręki rycerza, i zbliżył się do marszałka.
Ten, mniemając, że już ostatnia jego godzina wybiła, zamknął oczy, przechylił głowę w tył i począł się modlić.
— Marszałku Francyi — rzekł pan de l’Ile-Adam, zrywając koszulę, która okrywała piersi d’Armagnaca — pamiętasz, jakeś wykonał przysięgę dnia onego na Chrystusa i Dziewicę Maryę, że nigdy za życia nie będziesz miał na piersi czerwonego krzyża Burgundyi!?
— Pamiętam — odpowiedział marszałek — i dotrzymałem przysięgi, bo oto już śmierć moja nadchodzi.
— Hrabio d’Armagnac! — mówił dalej pan de l’Ile-Adam, końcem miecza orząc mu pierś wzdłuż i wszerz w kształcie krzyża — skłamałeś, jak pies, gdyż oto żyw
Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/294
Ta strona została przepisana.