Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/300

Ta strona została przepisana.

niem Bożem, aby ulżyć sercu starego przyjaciela. Oto, od lat trzech, po raz pierwszy pełną piersią oddycham. Gdybyś wiedział, panie, jakie wątpliwości dręczą serce człowieka takiego, jak ja, gdy monarchia, której poświęcił swe ramię, życie, a może nawet i honor swój, dotknięta jest tak strasznymi ciosy, jak te, przeciw którym wy dziś ostatnią tarczą jesteście; gdybyście wiedzieli, miłościwy panie, ile razy zapytywałem siebie, czy nie przyszły jeszcze czasy, że dynastya ta ustąpić musi innej, i czy dążenia do jej podtrzymania nie są grzechem i buntem przeciwko woli Boga Najwyższego, który, zdawało się, sam już ją opuścił, gdyż... niech mi Bóg przebaczy, jeżeli bluźnię, gdyż, od lat trzydziestu, ile razy zwrócił oczy swe na wasz ród szlachetny, to na to tylko, aby jej cios zadać, a nie po to, aby ją przed ciosami uchronić! Tak — ciągnął dalej — można sądzić, że jest to wróżba fatalna dla dynastyi, gdy jej naczelnik chory na ciele i na duszy, jak to się dzieje z naszym panem i królem; sądzić można, że wszystko już upada, gdy się widzi pierwszego wasala korony, odcinającego toporem i mieczem gałęzie ze szczepu królewskiego, jak to uczynił ten zdrajca Jan ze szlachetnym księciem Orleańskim, stryjem waszym. Można sądzić wreszcie, że państwo blizkie jest zagłady, gdy się widzi dwóch szlachetnych młodzieńców, braci starszych Waszej Wysokości, ginących śmiercią nagłą i nienaturalną. Teraz cała nadzieja tylko w Waszej Wysokości, wy musicie podjąć się ciężkiego zadania i odeprzeć nieprzyjaciół Francyi wewnątrz i zewnątrz jej granic; tylko czy wam na to wątłe, młodociane siły pozwolą?...
Młody Delfin, nie odpowiadając rycerzowi, wysunął rękę z pod jego ramienia i poszedł wprost do czuwającego u jednej z wieżyczek Bastylii wartownika. W jednej