Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/302

Ta strona została przepisana.

byłby może zdołał ujść swym katom, gdyby mógł skręcić zaraz za rogiem ulicy Św. Antoniego i schronić się za mur pałacu du Tournelle. Nieszczęściem jednak dla niego nogi zaplątały mu się w łańcuch, którym na noc zamykano ulicę. Zachwiał się biedak na nogach, potoczył się jeszcze kilka kroków i nareszcie upadł w odległości strzału z łuku od murów Bastylii. Ci, którzy go gonili, ostrzeżeni już jego upadkiem, przeskoczyli przez łańcuch, lub pod nim się przesunęli tak, że gdy ofiara ich podnieść się chciała i zerwać do dalszego biegu, nad głową jej zabłysł straszny miecz Cappelucha. Zrozumiał nieszczęsny, że nie było już dla niego ratunku, upadł więc na oba kolana, wołając: „łaski!“, której już nie od ludzi, ale od Boga tylko mógł się spodziewać.
Od pierwszej chwili, w której scena ta przeniosła się już na ilicę Św. Antoniego, żaden ze szczegółów, któreśmy opisali, nie uszedł uwagi Duchatela, ani też Delfina. Karol szczególniej, przyzwyczajony do podobnego widoku, konwulsyjnymi ruchami i niewyraźnymi wykrzyknikami zdradzał ogromne zainteresowanie się tem, co się działo w dole przed jego oczyma.
Z tą samą szybkością, z jaką Cappeluche podniósł miecz swój nad głową nieszczęśliwego, młody książę wyrwał strzałę z kołczana i założył ją między dwa palce na cięciwę łuku. Łuk wygiął się, jak wiotka trzcina. Książę opuścił lewą rękę, a prawą przyciągnął cięciwę do ramienia. Trudno było osądzić wzrokiem, co prędzej do celu przybędzie: czy miecz Cappelucha do karku ofiary, czy strzała Delfina do piersi oprawcy, gdy nagle Tanneguy, wyciągając szybko rękę, pochwycił strzałę w pół i złamał ją prawie w ręku królewskiego łucznika.
— Co robisz, Tanneguy? co robisz!? — krzyknął Delfin, tupiąc nogą — czyż nie widzisz, że ten nędznik