Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/310

Ta strona została przepisana.

— Wszystko nam jedno! Ci, lub inni, byleby tylko szli naprzód!
— A więc, mości panowie, siadajcie na koń — rzekł książę głośno — i nie zwlekajcie — dodał półgłosem.
Książę chciał wejść do pałacu, ale człowiek, leżący u stóp jego, powstał i wyciągnął ku niemu rękę. Książę podał mu swoją.
— Kto jesteś i jakie jest twoje rzemiosło? — zapytał książę.
— Jestem katem miasta Paryża.
Książę. Jan wyrwał rękę z dłoni Cappelucha, jakgdyby się był dotknął rozpalonego żelaza, cofnął się dwa kroki wstecz i zbladł straszliwie. Najpotężniejszy książę chrześcijański wobec całego Paryża jakby umyślnie wybrał sobie to miejsce na podniesieniu dla zawarcia przymierza z oprawcą miejskim!...
— Kacie — rzekł książę głosem drżącym i surowym — idź do więzienia Châtelet, będziesz mi tam potrzebny.
Cappeluche usłuchał tego rozkazu bez zdumienia, jako polecenia, do którego był przyzwyczajony.
— Dobrze, panie — rzekł.
Potem, schodząc z balkonu, dodał głośno:
— Książę nasz, jest szlachetnym panem, wcale nie dumny i kocha biedny lud.
— Panie de l’Ile-Adam — rzekł książę, wskazując oddalającego się kata — niech kto idzie za tym człowiekiem, gdyż jedno z dwóch nastąpić musi: albo mnie odciąć trzeba rękę prawą, albo jemu głowę.
Tego samego dnia panowie de Cohen, de Kupes i pan Gauthier Kaillard wyruszali z Paryża, zabierając z sobą armaty i różne narzędzia oblężnicze. Więcej, niż dziesięć tysięcy najzuchwalszych z pospólstwa poszło z nimi dobrowolnie; za nimi zamknięto bramy Paryża, a wie-