Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/312

Ta strona została przepisana.

— Na honor, mistrzu — odrzekł Ryszard — od bardzo niedawna tu jestem, przybyłem tu po śmierci mego poprzednika i jego żony, którzy zostali zabici wtedy, gdy Burgundczycy opanowali Châtelet. Wiem dobrze, jaką ilość porcyi posyłam więźniom, lecz, nie znam nazwisk ludzi, jedzących moją zupę.
— A czy znaczna ich jest liczba?
— Jest ich stu dwudziestu.
— A zatem, mości Ryszardzie, jutro będzie ich tylko stu dziewiętnastu.
— Jakto? Czy znowu są jakie nowe rozruchy pomiędzy ludem? — spytał prędko dozorca, obawiający się powtórzenia scen, których poprzednik jego padł ofiarą. — Gdybym wiedział, który to z nich, uporałbym się z nim naprzód, aby naród nie czekał.
— Nie, nie — rzekł Cappeluche — nie zrozumiałeś mnie; naród jest teraz pod murami Marcounis i Moutlhéry, a stąd wnosić można, że tyłem jest zwrócony do więzienia Châtelet. Nie idzie w tej chwili o żadne rozruchy, lecz o egzekucyę.
— Jesteś waść pewnym tego, co mówisz?.
— Mnie się o to pytasz? — odparł, śmiejąc się, Cappeluche.
— Ach! prawda, otrzymałeś waść rozkaz od prefekta.
— Nie, wiem o tem z lepszego jeszcze źródła, bo wprost z ust księcia Burgundyi.
— Księcia Burgundyi!
— Tak — ciągnął dalej Cappeluche, przechylając się i niedbale kołysząc na tylnych nogach krzesła — tak, wprost od księcia Burgundyi; książę nie dalej, jak pół godziny temu, podał mi rękę i powiedział: „Cappeluche, mój przyjacielu, zrób mi tę przyjemność, idź jak najśpie-