Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/316

Ta strona została przepisana.

Po tych słowach Cappeluche podniósł znowu oczy na swego towarzysza.
— Więc ty nie wiesz o tem, że jutro ktoś ma zostać ścięty?
— Owszem, owszem — odpowiedział — wiem doskonale.
— A więc... czemuż się dziwisz?...
Cappeluche znowu wziął się do przerwanej roboty.
— A wy nie wiecie, mistrzu — zapytał Gorju — nazwiska skazanego na śmierć?
— Nie — odpowiedział Cappeluche, nie przestając ostrzyć miecza — to mnie nie obchodzi, byle tylko skazany nie był garbaty. Wtedy trzebaby było, żebym wiedział, z powodu trudności pewnych przy wykonaniu wyroku.
— Nie, mistrzu — odpowiedział Gorju — skazany ma kark taki, jak ja i wy, i rad jestem z tego, gdyż, nie posiadając waszej wprawy...
— Co mówisz?
— Mówię, że, ponieważ mianowany zostałem katem dopiero dziś wieczorem, to bardzoby się nieszczęśliwie zdarzyło, gdybym po raz pierwszy natrafił na...
— Ty... katem? — rzekł ze zdumieniem Cappeluche, przerywając mu i opuszczając miecz.
— No, tak! cóż w tem dziwnego, mój Boże? Przed pół godziną wezwał mnie prefekt do siebie i wręczył mi nominacyę na to dostojeństwo.
Wymawiając te słowa, Gorju wyjął z kieszeni kaftana pergamin i pokazał go Cappeluchowi.
Jakkolwiek Cappeluche nie umiał czytać, lecz po herbach Francyi i pieczęci prefektury poznał, porównywając w myśli to, co widział z patentem, jaki posiadał sam, że pergamin ten był zupełnie do tamtego podobny.