Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/318

Ta strona została przepisana.

a z pod włosów spłynęły wzdłuż wykrzywionych policzków grube krople potu.
— A więc to ja jestem skazany? — rzekł.
— Tak, wy, mistrzu — odpowiedział Gorju.
— A ty?...
— Tak, ja, mistrzu.
— Któż taki rozkaz wydał?
— Książę Burgundzki.
— Niepodobna! przed godziną podawał mi rękę.
— No tak, a teraz — rzekł Gorju — w zamian bierze wam głowę.
Cappeluche podniósł się powoli, chwiejąc się na nogach, jak człowiek pijany, i poszedł wprost do drzwi, ujął zamek w swe szerokie ręce, wstrząsnął nim tak silnie, iż, gdyby drzwi nie były tak mocne, z pewnością wyskoczyłyby z zawias.
Gorju śledził go oczyma, a wyraz twarzy jego, o ile twarz ta czarna i pomarszczona wyraz mieć mogła, zdradzała politowanie nad losem Cappelucha.
Gdy wreszcie Cappeluche przekonał się, że usiłowania jego były bezskuteczne, powrócił na miejsce, na którem go zastał Gorju, podniósł miecz i wziął się znowu do ostrzenia go.
— Jeszcze? — zapytał Gorju.
— Jeśli moją głowę ma ściąć ten miecz, — odpowiedział głosem głuchym Cappeluche — to tem bardziej starać się muszę, aby ciął dobrze.
W tej chwili weszli do lochu pan Vaux de Bar, prefekt Paryża, i ksiądz i dla formy rozpoczęto śledztwo. Mistrz Cappeluche przyznał się do ośmdziesięciu sześciu mordestw, nie licząc w to egzekucyi, dokonanych ze stanowiska swego urzędu; prawie trzecią część między ofiarami okrucieństwa Cappelucha stanowiły kobiety i dzieci.