Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/323

Ta strona została przepisana.

nas wolę i proszę Boga, aby żadna inna obca wola jej nie zmieniła. Ale, czy to drogą układów, czy siłą miecza ocalić ich pragniecie, trzeba się śpieszyć, panie miłościwy, gdyż tysiące już mieszkańców naszego miasta umarło z głodu, a od dwóch miesięcy żyjemy już mięsem, jakie Bóg stworzył nie do jedzenia dla ludzi. Dwanaście tysięcy biednych, mężczyzn, kobiet i dzieci, wygnanych zostało za mury miasta, gdzie żywią się w fosach fortecznych korzonkami i wodą, tak, że, jeżeli która z nieszczęśliwych kobiet matką zostanie, ludzie litościwi muszą wyciągać nowonarodzone niemowlę na sznurach w koszykach i, ochrzciwszy je, oddawać matkom, aby przynajmniej biedne dzieciny na łonie kościoła zmarły.
Król westchnął głęboko i zwrócił się do księcia Burgundyi:
— Czy słyszycie? — rzekł, rzucając mu spojrzenie pełne niewypowiedzianego wyrzutu — niema nic dziwnego, że ja, król, znajduję się w tak smutnym stanie na ciele i umyśle, gdy tylu nieszczęśliwych, sądząc, że nieszczęście ich z mej winy pochodzi, podnosi ku tronowi najwyższego Boga tak głośne złorzeczenia, iż się przed niemi cofnąć musi anioł miłosierdzia. Idźcie, mój ojcze — rzekł jeszcze, zwracając się do księdza — wracajcie do waszego miasta, któremu, gdybym mógł, podałbym własny mój chleb; powiedzcie mieszkańcom jego, że nie za miesiąc, nie za tydzień, nie jutro, ale dziś, w tej chwili ambasadorowie wyjadą do Pont de l’Arche, w celu traktowania o pokój i że ja, król, dziś jeszcze udam się do Saint-Denis po chorągiew świętą Francyi i poczynię przygotowania wojenne.
Zaraz też posiedzenie Rady zamknięte zostało.
W dwie godziny później król zażądał od księcia Burgundyi, aby mu wskazał rycerza, jakiego, zna-