dnia obiad na jego przyjęcie, na który zaprosił młodych panów i szlachetnych rycerzy. Wieczorem również bawiono się u księcia. De Giac był bohaterem wieczoru, tak jak był bohaterem dnia. Każdy pytał go o piękną i młodą, niedawno poślubioną jego małżonkę, z domu pannę de Thian, która pozostawiła wspomnienie niezatarte jeszcze w wielu młodzieńczych sercach.
De Giac, chcąc uniknąć komplementów i niezbyt smacznych żartów, oraz odpocząć nieco i ochłonąć, przechadzał się z przyjacielem swoim, panem de Graville, po jednej z komnat, których cały szereg stanowił apartament księcia.
W zgiełku i rozruchu, jaki w całym pałacu panował, zdołał na pokoje książęce, niepostrzeżony i niewprowadzony przez nikogo, wejść wieśniak jakiś, który, zwróciwszy się do pana de Giac, zapytał go, w jaki sposób mógłby doręczyć do własnych rąk księcia Burgundyi list jakiś.
— Od kogo? — zapytał de Giac.
Wieśniaka zaambarasowało to pytanie, powtórzył więc tylko, że chce widzieć księcia osobiście.
— Jakżeby tedy zrobić, jasny panie? — pytał zakłopotany.
— Dać mi list i czekać tu na odpowiedź.
I, zanim włościanin ów namyślić się zdołał, już de Giac, uchwyciwszy w dwa pałce liścik, wyjął go z rąk nieokrzesanego posłańca i, wsparłszy się na ramieniu de Graville’a, postąpił ku sali gry.
— Do pioruna! — rzekł de Graville — sądząc ze sposobu złożenia tego bileciku, z delikatności i zapachu papieru, na którym jest napisany, możnaby przypuszczać, że to być może jakiś miłosny bilecik.
De Giac uśmiechnął się, machinalnie rzucił okiem na list i w jednej chwili stanął, jak wryty. W pieczątce, która
Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/325
Ta strona została przepisana.