Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/336

Ta strona została przepisana.

De Giac uczuł gwałtowne ściągnięcie się nerwów prawej ręki. Zawahał się.
— Wahasz się!? — zawołał czarny jeździec — wołasz: „zemsty! zemsty!“ i cofasz się przed nią? Serce niewieście!... umiałeś wykryć zdradę i hańbę swoją, a nie umiesz kary dla nich znaleźć!
— Czy będę widział śmierć ich obojga? — zapytał de Giac.
— Tak, obojga.
— W moich oczach?
— W twoich oczach.
— I po ich śmierci będę jeszcze miał lata miłości, potęgi i sławy? — pytał dalej de Giac.
— Zostaniesz mężem najpiękniejszej przy dworze kobiety, zostaniesz ulubieńcem, powiernikiem i doradcą króla. Jesteś już jednym z najważniejszych rycerzy armii.
— Dobrze więc! A teraz co mam uczynić? — rzekł de Giac z silnem postanowieniem.
— Pójść, dokąd cię zaprowadzę — odpowiedział nieznajomy.
— Ktokolwiek jesteś, szatan czy człowiek, idź naprzód; dokądkolwiek pójdziesz, pójdę za twoim śladem!
Czarny jeździec puścił się cwałem, jakby rumak jego był skrzydlaty, drogą, prowadzącą do lasu. Ralff, szybkobnogi Ralff, podążał za nim z trudnością...
Wkrótce też konie i jeźdźcy zniknęli, zagłębiając się pod sklepienia stuletnich drzew lasu de Beaumont.
Burza trwała noc całą.
Miasto Rouen musiało w końcu, poddać się Anglikom, głównie z powodu tendencyjnej bezczynności księcia Burgundyi. Trzeba było zawrzeć pokój, aby ocalić monarchię. Ale Henryk V, król angielski, żądań francuskich nie chciał uwzględnić i podawał bardzo wygórowane warun-