Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/338

Ta strona została przepisana.

Wręczono mu pismo księcia i warunki pokoju, podyktowane przez króla angielskiego; najemni służalcy pozostawili go samego w pokoju, dworzan zaś od dawna już nie posiadał.
Przeczytał fatalny pergamin, który zmuszał prawych dziedziców do traktowania z zaborcą; wziął pióro do ręki, aby go podpisać, potem w chwili, gdy miał już umieścić na nim kilka liter, składających jego imię, pomyśał, że każda z nich kosztować go będzie jedną prowincyę, i rzuciwszy z krzykiem bolesnym pióro zdala od siebie, opuścił głowę na piersi, ścisnął ją obiema rękoma, szepcąc:
— Boże mój! Zbawco i Panie, miej litość nade mną!
Od godziny już siedział tak zatopiony w myślach, nie wiążących się z sobą, jakby w chorobliwem majaczeniu, starając się pochwycić je siłą woli męskiej, jakiej osłabiony umysł jego ani powziąć, ani też utrzymać nie był w stanie. Czuł, że w tym chaosie utracić mu chyba przyjdzie i tę resztę rozumu zdrowego, która mu pozostawała. Ściskał głowę obydwiema rękoma, jakby w ten sposób chciał w niej rozum zatrzymać. Ziemia kręciła mu się pod nogami, w uszach mu szumiało, pod zamkniętemi powiekami przebiegały błyski olśniewające, jednem słowem czuł, że szał piekielny znowu z całą siłą ogarniał wyłysiałą jego głowę i zęby swe ogniste w mózgu jego zatapiał.
W tej stanowczej chwili, drzwi, nad któremi straż powierzona była panu de Giac, otworzyły się cicho, przez nie wsunął się młody człowiek, lekki jak cień, podszedł i usiadł na poręczy fotelu starca i, popatrzywszy nań chwilę z współczuciem i szacunkiem, pochylił mu się do ucha i wymówił dwa tylko wyrazy:
— Mój ojcze!