Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/346

Ta strona została przepisana.

Kończąc te słowa i nie czekając odpowiedzi, odwrócił się plecami do króla angielskiego i wyszedł przez drzwi, prowadzące do namiotów francuskich.
De Giac wyszedł za nim.
— Mości książę — rzekł, uszedłszy kilka kroków — mam jeszcze drugi list.
— Dyabłu go oddaj, jeśli podobny jest do pierwszego krzyknął książę — gdyż co do mnie, to na dzisiejszy dzień mam dosyć tego jednego.
— Mości książę — mówił de Giac, nie zważając na gniew księcia jest to list od pana naszego, królewicza Karola, w którym prosi was o wyznaczenie miejsca spotkania się dla ustnego porozumienia w sprawach państwa.
— A!... tem wszystko się jeszcze złe naprawić może — rzekł książę, odwracając się szybko — gdzie masz ten list, panie de Giac?
— Oto jest, Mości książę.
Książę wyrwał mu list z ręki i czytać zaczął.
— Niech zdejmą namioty i zburzą szańce — zawołał książę do służby i paziów — i niech tego jeszcze wieczora nie zostanie śladów tego przeklętego z królem Henrykiem spotkania! A wy, panowie — rzekł, zwracając się do panów, którzy, usłyszawszy te słowa, powychodzili ze swoich namiotów — na koń, wydobyć miecze i niech zawrze wojna zniszczenia, wojna na śmierć przeciw tym niedźwiedziom, przybyłym z za morza, i temu synowi zbrodniarza, który się ich królem mianuje!
W dniu 11 lipca żądane przez królewicza spotkanie z księciem Burgundzkim przyszło do skutku w pobliżu zamku de Pouilly; podano sobie ręce na zgodę i zaprzysiężone wzajemną pomoc i solidarność w każdej potrzebie, ale los inaczej rozsądził. Należało teraz prze-