Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/35

Ta strona została przepisana.

wyszedł, drzwi zaniknął i począł iść krokiem pewnym, krzesząc końcem stali iskry z bruku i pośpiewując sobie zwrotki starej ballady o panu de Coucy.
Idźmy za nim ku ulicy des Etuves, ale idźmy wolno, zatrzyma się on bowiem u stóp krzyża du Trahoir, gdzie krótką odmówi modlitewkę. Potem podniesie się i, śpiewając dalej swoją śpiewkę, puści się wielką ulicą Saint Honoré, przyciszając głos w miarę, jak będzie się zbliżał do ulicy de la Feronnerie. Tak było; doszedłszy do rogu, mężczyzna przestał zupełnie śpiewać i w milczeniu posuwał się dalej wzdłuż muru Cmentarza Niewiniątek, do trzech czwartych całej jego długości. Tu nagle stanął, przebiegł szybko ulicę w linii prostej i zatrzymał się przed małemi drzwiczkami, do których zlekka po trzykroć zapukał.
Snać oczekiwano go tutaj, gdyż pomimo cichego stukania, odpowiedziano mu natychmiast słowami:
— Czy to wy, Mości Ludwiku?
Na potakującą jego odpowiedź drzwi pocichu się otworzyły i zamknęły za nim również pocichu, skoro tylko próg przestąpił.
Jakkolwiek śpieszno było mężczyźnie, nazwanemu Ludwikiem, jednak przystanął w korytarzu, schował szpadę do pochwy i zrzucił na ramiona kobiety, która go wprowadziła, płaszcz swój szeroki. Teraz możemy przyjrzeć mu się bliżej. Jest to człowiek młody i piękny, ubrany w skromny, lecz elegancki kostyum koniuszego. Kostyum ten składał się z czapeczki czarnej aksamitnej, z kaftana takiegoż o rękawach z wylotami, z pod których zieleniły się rękawy atłasowego żupana. Dla uzupełnienia opisu dodać należy pantalony z materyi fioletowej, mające z jednej strony u góry wyhaftowaną tarczę herbową z trzema złotemi liliami. Nad tarczą świeciła książęca korona.