Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/350

Ta strona została przepisana.

— Bij! zabijaj! śmierć zdrajcom!
Burgundzi wołali:
— Zdrada! zdrada! Ratujcie!...
Ze stalowych zbroi, uderzających o siebie, iskry się sypały, z ran krew strumieniem płynęła. Królewicz przerażony przechylił się poza baryerę. Na jego krzyki nadbiegł prezydent Leuvet, chwycił go wpół, wyciągnął z tej ciżby walczących i na wpół zemdlonego poprowadził z sobą do miasta. Niebieska suknia aksamitna młodego Delfina cała była krwią księcia Burgundyi zbryzgana.
Walka i krzyki nie ustawały, deptano po drgającem jeszcze ciele księcia, którego nikt ratować nie myślał.
Burgundczycy, widząc, iż wszelki opór byłby bezskuteczny, uciekli przez złamaną baryerę. Delfińczycy ścigali ich, a w opuszczonym i zakrwawionym namiocie zostało tylko trzech ludzi.
Na ziemi leżał umierający książę Burgundyi, przed nim stał z rękoma skrzyżowanemi na piersiach Piotr de Giac i przypatrywał się jego konaniu, trzeci nareszcie był to Olivier Layet, który, wzruszony cierpieniami nieszczęśliwego księcia, podnosił na nim koszulkę żelazną, aby pchnięciem sztyletu skrócić jego męczarnie. De Giac nie dozwolił mu jednak spełnić tego miłosiernego uczynku, każde bowiem drgnienie konwulsyjne konającego za swoją własność uważając, wpatrywał się w nie z rozkoszą. Litość Oliviera nad księciem za krzywdę dla siebie poczytując, gwałtownem uderzeniem nogą wytrącił mu sztylet z ręki. Olivier zdziwiony podniósł głowę.
— Do pioruna! — zawołał, śmiejąc się piekielnie de Giac dajże biednemu księciu skonać spokojnie.
Gdy wreszcie książę wydał ostatnie tchnienie, de Giac przyłożył mu rękę do serca, aby się upewnić, czy