istotnie już nie bije, a ponieważ reszta mało go już obchodziła, zniknął natychmiast, nic zwróciwszy na siebie niczyjej uwagi.
Królewiczowscy ścigali Burgundów aż do zamku, poczem wrócili do opuszczonego namiotu. Tu zastali oni martwego już księcia, leżącego na ziemi. Obok niego klęczał w krwi zakrzepłej proboszcz z Montereau i odmawiał modlitwy za umarłych. Stronnicy królewicza chcieli jeszcze porwać ciało i rzucić je do rzeki, lecz ksiądz wzniósł w górę nad księciem krucyfiks, grożąc gniewem Boskim każdemu, ktokolwiek dotknąłby się tych zwłok nieszczęsnych. Wówczas Coesmerel, syn naturalny pana de Tanneguy, odpiął od buta księciu złotą ostrogę, przysięgając, iż odtąd nosić ją będzie, jako znak rycerski. Inni zbrojni ze służby Delfina, idąc za przykładem pana de Coesmerel, pozrywali mu pierścienie z palców, które nimi były okryte, jako też i przepyszny łańcuch złoty, który umarły miał na szyi.
Ksiądz pozostał przy ciele aż do północy, potem z pomocą dwóch ludzi przeniósł je do młyna, znajdującego się w pobliżu mostu. Tu złożono zmarłego na stole, a ksiądz modlił się przy nim aż do rana. O godzinie ósmej odbył się pogrzeb; złożono księcia w kościele Matki Boskiej przed ołtarzem Św. Ludwika. Przy chowaniu zwłok żadnych nie było ceremonii, jednakże za spokój jego duszy dwanaście mszy odprawiono podczas trzech dni następnych.
Wspomnieliśmy wyżej, iż skoro pan de Giac przekonał się o śmierci księcia, natychmiast opuścił namiot.