rzyna krzyknęła, zrywając się z miejsca, jakgdyby ręka niewidzialna podniosła ją za włosy. Poznała męża.
— Ach! to ty? — rzekła.
I przechodząc w jednej chwili z przerażenia do radości, zmusiła jednocześnie twarz swą do uśmiechu.
De Giac patrzył z goryczą na tę prześliczną postać, która przed chwilą, zapominając o wszystkiem, posłuszna była głosowi serca, a teraz już z całą siłą woli i przytomnością umysłu panować nad sobą umiała. De Giac, nie odpowiadając nic, usiadł przy niej. Nigdy jeszcze nie wydawała mu się tak piękną.
Katarzyna wyciągnęła do niego rękę delikatną i białą, pokrytą pierścieniami, która do łokcia odkryta ginęła dalej w fałdach szerokich rękawów, obłożonych futrem. De Giac ujął tę rękę, popatrzył na nią z uwagą i odwrócił jeden z pierścieni, którego kamień znajdował się pod spodem. Był to ten sam, którego odcisk widział na pieczątce; listu pisanego do księcia. Odnalazł na nim gwiazdę, niknącą w chmurach, i wyczytał słowa, wyryte ponad gwiazdą:
— „Taż sama“ — szepnął, czytając — dewiza nie kłamie.
Katarzyna, którą to badanie niepokoiło, starała się odwrócić jego uwagę. Drugą ręką przeciągnęła po czole męża: czoło jego, chociaż blade, było rozpalone.
— Znużony jesteś, panie mój — rzekła — możebyś zechciał czemkolwiek się posilić. Może wezwać służbę?... Niewieści ten posiłek — ciągnęła dalej, wskazując na swój stolik — za lekki jest pewno dla zgłodniałego rycerza.
Podniosła się i wzięła małą srebrną świstawkę, chcąc wezwać jedną ze swych służebnych. W chwili, gdy chciała przyłożyć ją do ust, mąż zatrzymał jej rękę.
Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/353
Ta strona została przepisana.