Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/354

Ta strona została przepisana.

— Dziękuję pani, dziękuję — rzekł — nie potrzeba wzywać nikogo; to, co się na stole znajduje, będzie wystarczające dla pinie, prosiłbym tylko o szklankę.
Katarzyna poszła sama poszukać żądanego przedmiotu. Podczas gdy się oddalała, de Giac wyjął szybko maleńki flakonik, który miał na piersiach, i wylał z niego płyn do szklanki pozostawionej na stole. Katarzyna powróciła do stołu, nie zauważywszy nic z tego, co się działo.
— Oto jest — rzekła, nalewając szklankę wina i podając ją mężowi — pijcie, panie, za moje zdrowie.
De Giac umoczył usta w winie, jakby czyniąc zadosyć jej żądaniu.
— Dlaczego pani nie kończysz wieczerzy? — zapytał.
— Skończyłam ją, zanim przybyłeś.
De Giac. zmarszczył brwi i rzucił okiem na szklankę Katarzyny.
— Mam nadzieję, iż przynajmniej nie odmówisz pani w wychylenia ze mną toastu, który wznieść zamierzam, równie, jak ja nie odmówiłem propozycyi przez panią uczynionej.
Mówiąc to, podał żonie szklankę z winem zatratem.
— I jakiż to jest ten toast? — spytała Katarzyna, biorąc szklankę z rąk męża.
— Na cześć księcia Burgundyi! — zawołał de Giac.
Katarzyna, nie podejrzewając nic, skłoniła głowę z uśmiechem i poniosła do ust szklankę, którą do dna prawie wypróżniła. De Giac śledził ją z piekielnym wyrazem twarzy. Kiedy pić skończyła, wybuchnął szatańskim śmiechem, śmiech ten dziwnym dreszczem przejął Katarzynę; spojrzała na męża zdziwiona.
— Tak, tak mówił de Giac, jakby w odpowiedzi