teraz sama!... Ach, tak! Pan wielki, dumny wasal korony francuskiej, książę udzielny, w którego rozległych posiadłościach ludzie trzema językami mówili, książę Burgundyi, hrabia Flandryi i d’Artois, palatyn de Malines i de Salins, władca, na którego jedno skinienie pięćdziesiąt tysięcy ludzi stawało pod bronią w sześciu podległych mu prowincyach! Jemu się zdawało, że, będąc tak wielkim, tak potężnym władcą, księciem i panem, może bezkarnie hańbą okryć mnie, Piotra de Giac, prostego rycerza, i uczynił to, szalony! A ja cóż na to? Ja, nic! milczałem, nie wydawałem grzmiących rozkazów armii, nie zbierałem wasali, giermków, ni paziów nie zwoływałem; nie, zemstę moją zamknąłem w głębi łona i na pastwę jej oddałem serce moje... Potem, gdy nadszedł już dzień, wziąłem nieprzyjaciela mego, jak słabe dziecię, za rękę, zawiodłem go do Duchatela i powiedziałem: „Zabij go, Tanneguy!“ A teraz — de Giac roześmiał się konwulsyjnie — teraz ten człowiek, pod którego władzą było tyle prowincyi, że możnaby niemi pokryć połowę królestwa Francyi, ten człowiek leży tam w krwi i błocie, opuszczony przez wszystkich i nie znajdzie może nawet sześciu stóp ziemi, w której spokojnie mógłby spocząć na wieki.
Katarzyna, czołgając się na kolanach, kaleczyła sobie o potłuczone szkło ręce i kolana, błagając łaski i litości.
— Słyszysz więc, pani — ciągnął de Giac — pomimo wielkości jego imienia, pomimo potęgi, pomimo licznej armii, jaką ten człowiek posiadał, ja dokonałem na nim mej zemsty; osądź pani teraz sama, czy zemścić się potrafię nad wspólniczką jego zbrodni, która jest tylko kobietą bezbronną, którą jednem tchnieniem skruszyć mogę, którą w rękach zdusić mogę.
Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/357
Ta strona została przepisana.