Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/359

Ta strona została przepisana.

likatne jej i wątle ciało, tak silnie skrępowane, strasznych doznawało tortur, przejmujące zimno nocy, przywołały Katarzynę do życia. Wracając do przytomności, sądziła, iż dręczył ją tylko jeden z tych snów bolesnych, w których sądzimy, iż jakiś potwór skrzydlaty unosi nas w przestworza. Wkrótce dotkliwy ból w piersiach, ból, podobny do tego, jakiby sprawił węgiel rozpalony, przypomniał jej, iż wszystko było rzeczywistością; prawda straszna, krwawa, nieubłagana, stanęła jej przed oczyma; wszystko, co się stało dotąd, przyszło jej na pamięć, przypomniały jej się groźby męża i dreszcz przerażenia przebiegł po jej ciele na samą myśl, iż groźby te nie były płonne i że je już oto w czyn wprowadzać poczyna.
Nagle chwycił ją ból straszny; Katarzyna krzyknęła boleśnie. Krzyk ten przebrzmiał bez echa i utonął w bezgranicznym śniegowym całunie; rumak tylko przerażony zadrżał i przyśpieszył biegu.
— O! panie mój, jakże ja cierpię! — zawołała Katarzyna.
De Giac nic nie odpowiedział.
— Pozwól mi zejść z konia — prosiła — pozwól wziąć w usta troszkę śniegu, w gardle mnie pali, w piersi ogień gore.
De Giac wciąż milczał.
— Ach! na Boga w niebiosach, przez litość, błagam cię, panie, łaski i miłosierdzia! Rozpalone mieczów ostrza piersi mi przeszywają! Wody! och! wody kroplę!
Katarzyna szarpała się w więzach, które ją z rycerzem wiązały. Chciała się osunąć na ziemię, lecz szarfa ją powstrzymywała; podobna była do Lenory, przywiązanej do widma; rycerz był milczący, jak Wilhelm, a Ralff pędził, jak ów fantastyczny rumak Bürgera.