jący sztandar i słyszeli słowa herolda, na krótką chwilę straciwszy przytomność, nie wiedzieli, co czynić, i pięciuset zbrojnych, panicznym strachem porwanych, opuściło pole bitwy. Książę tymczasem z resztą armii swojej cudów waleczności dokazywał, chcąc w oczach ludzi, którzy go otaczali, zdobyć sobie rycerskie ostrogi i stać się godnym synem swego ojca.
Ze swej strony królewiczowscy, widząc to pomieszanie nieprzyjaciół, wysłali za uciekającymi dwustu ludzi pod wodzą Jana Kollet i Piotra de Luppel. Burgundzi uciekali, jak szaleni, zrobili sześć mil francuskich jednym tchem, nie obejrzawszy się nawet i nie broniąc się wcale, aż do przeprawy przez rzekę Somme pod Pecquigny.
Największe jednak siły walczące pozostały na miejscu, zmieszane ze sobą i walczące zawzięcie. Książę, który pierwszy był wszędzie, nie ranny wprawdzie, dwakroć silnie uderzony został. Kopia nieprzyjacielskiego rycerza przeszyła mu na wylot siodło wojenne, druga zaś utkwiła w tarczy tak głęboko, że, nie mogąc jej wyrwać, musiał porzucić i tarczę. W tej samej chwili zbrojny jakiś z królewiczewskich, olbrzymiego wzrostu, pochwycił księcia wpół, chcąc go z konia ściągnąć. Książę miał rumaka wielkiej siły i wzrostu, zawiesiwszy więc miecz u ręki, obydwa ramiona zarzucił na szyję olbrzyma i spiąwszy konia ostrogami, wyrwał nieprzyjaciela ze strzemion, jak huragan wydziera dąb olbrzymi z ziemi, i porzucił go między swoich ludzi, którzy go do niewoli zabrali.
Czyny dwóch innych jeszcze rycerzy w tej bitwie podaje nam historya. Byli to ze strony królewiczowskich J. M. pan Pothon de Xaintrailles, który później wsławił się przy oblężeniu Orleanu, ze strony zaś Burgundów nowo pasowany na rycerza J. M. pan Jan de Villain, którego imię poza tą bitwą nigdzie wspominane więcej
Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/382
Ta strona została przepisana.