Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/44

Ta strona została przepisana.

wość. Wzięła podaną rękę księżnej i przycisnęła ją do ust.
— O! — zawołała ze łzami — przysięgam ci, miłościwa pani, że niema w tem mojej winy. On przyszedł do ojca mego, jako prosty koniuszy księcia de Touraine, niby z zamiarem kupienia u niego koni dla swego pana. Zobaczyłam go!... był tak piękny!... Patrzyłam na niego bez obawy, sądziłam, że to mi wolno przecie, że on mi równy!... On przystąpił do mnie i zaczął mówić, a głos jego był tak słodki, że nigdy przedtem nie słyszałam takiego głosu, chyba w moich marzeniach dziecięcych; w owych latach, gdy aniołowie zstępowali do mej kołyski, podczas snu mego. Nie wiedziałam nic, ani że miał żonę, ani że był księciem i bratem królewskim!... Gdybym była wiedziała, że jest małżonkiem twoim, pani, i gdybym cię była znała tak piękną i wspaniałą, jaką jesteś, byłabym przecież odrazu zgadła, że żartował sobie jeno ze mnie. Teraz już wszystko skończone i wszystko wiadome, on mnie nigdy niekochał — a ja go już nie kocham...
— Biedne dziecię! — zawołała Walentyna, patrząc a nią z litością — biedne dziecię! — powtórzyła — ona myśli, ze można go raz pokochać i potem o nim zapomnieć!...
— Ja nie powiedziałem, że zapomnę — odparła Odetta smutnie — powiedziałam, że go już kochać nie będę, gdyż można kochać tylko sobie równego, kochać tego, którego żoną można zostać. O! wczoraj, gdym go zobaczyła wśród tego wspaniałego orszaku, w tym stroju przepysznym! Gdym go zobaczyła i poznała rysy tego Ludwika, któregom uważała za mojego, w Ludwiku księciu de Touraine, który jest twoim, pani miłościwa, o! przysięgam! zdawało mi się, że ktoś na mnie rzucił urok jakiś, i że mnie oczy moje mylą.