Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/58

Ta strona została przepisana.

wały szarfami. Było to w istocie jedno z najpiękniejszych uderzeń kopią w tym turnieju.
Clisson nie zatrzymał się nawet na tyle, aby zażądać innego hełmu, widział bowiem, że oddział jego, już od początku drugiego ataku mniej liczny, bronił się z trudnością. Rzucił się tedy Wielki Marszałek w środek walki, złamał już trzema, atakami nadwerężoną kopię na hełmie JM. pana Jana de Harpedanne, któremu hełm strącił z głowy, a wydobywszy miecza, tak gwałtownie nań natarł, że zmusił go do dotknięcia baryery. Wtedy powrócił znowu na pole walki. Dwóch już tylko rycerzy walczyło przeciw sobie. Byli to Piotr de Craon i pan de Beaumanoir. Kóól zaś pozostał już tylko spektatorem turnieju od chwili, gdy się spotkał z Wielkim Marszałkiem. Clisson poszedł za jego przykładem, oczekując rezultatu wałki ostatniego ze swoich rycerzy z ostatnim ze swych przeciwników. Zdawało się, że szale zwycięstwa chylą się ku stronie pana de Beaumanoir, gdy wtem miecz jego złamał się na zbroi Craona. Ponieważ zaś regulamin nie pozwalał używać w tego rodzaju walkach innej broni, jak kopii i miecza, a pan de Beaumanoir obie te bronie utracił, znalazł się więc ku wielkiemu dla siebie smutkowi w niemożności prowadzenia dłuższej walki; dał przeto znak ręką, iż uznaje się za zwyciężonego. JM. pan Piotr de Craon odwrócił się przekonany, że już sam jeden tylko w szrankach zostaje, gdy spostrzegł o kilka kroków od siebie dawnego swego nieprzyjaciela, Clissona, który uśmiechał się doń zdaleka. Między nimi tedy nowy turniej miał zdecydować, komu przynależy palma zwycięstwa.
A ciężka to była sprawa. Piotr de Craon, chociaż waleczny rycerz i wielce w sztuce wojennej wyćwiczony, znał dobrze i wiedział, z jakiego żelaza ukuty jest człowiek, z którym walczyć mu przychodziło; jednak nie zawahał się ani na chwilę i, porzucając na kark koniowi