myślaniach nad tem, siedziała właśnie smutna w swoim pokoju, gdy służący przyszedł jej powiedzieć, że ta sama panienka, po którą przedwczoraj posyłała, czeka obecnie w przedpokoju i prosi o pozwolenie widzenia księżnej pani. Księżna de Touraine postąpiła sama kilka kroków ku drzwiom. Odetta weszła.
Była ona, jak zawsze, piękna — jak zawsze, pełna wdzięku i niewinności, ale w całej jej postaci, tchnącej łagodnością i słodyczą, przebijał się głęboki smutek.
— Cóż się stało? — zapytała księżna, przerażona jej bladością i czemuż winnam to szczęście, że cię widzę?
— Była pani dla mnie tyle dobrą odparła Odetta że nie chciałam, aby pomiędzy mną i światem zamknęła się krata klasztorna i abym znikła za nią bez pożegnania się z Waszą łaskawością.
— Jakto! biedne dziecię, — zawołała z rozrzewnieniem księżna — więc zostajesz zakonnicą?
— Nie jeszcze — pani, ojciec wymógł na mnie przyrzeczenie, że nie wykonam ślubów, dopóki on żyje; a ja znów tak długo płakałam na jego łonie, tak długo u stóp jego prosiłam, aż pozwolił mi usunąć się i zamieszkać tymczasowo w klasztorze Św. Trójcy, którego moja ciotka jest przełożoną.
Księżna wzięła ją za rękę.
— Ale to pewno jeszcze nie wszystko, co mi powiedzieć miałaś, nieprawdaż? — zapytała, w oczach bowiem młodej dziewczyny zdawała się czytać myśl jakąś niedopowiedzianą.
— Tak, to jeszcze nie wszystko! Chciałam mówić..
— O kim?
— O kim że-bym innym mówić chciała i mogła, księżno miłościwa, jak nie o nim?... O kogóż miałabym się troszczyć i obawiać, jak nie o niego?
— Czegóż się obawiasz?
Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/63
Ta strona została przepisana.