Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/73

Ta strona została przepisana.

nąwszy się po stali, raniła go lekko w lewe ramię. Od uderzenia tego kopia pękła na stopę od żelezca, a ułamek z ostrzem pozostał utkwiony w stalowym obojczyku.
— Mości książę Touraine — zawołał rycerz — niech Wasza Książęca Mość raczy włożyć inny hełm, a ja tymczasem wyjmę to żelazo, które mnie nie rani, lecz tylko przeszkadza.
— Dziękuję, kuzynie de Nevers — odparł książę, który go poznał po tej głębokiej nienawiści, jaką żywili w sercach ku sobie wzajemnie — dziękuję. Daję wam tyle czasu, ile tylko potrzeba, będzie do opatrzenia zranionego ramienia, co do mnie zaś, walczyć będę dalej z odkrytą głową.
— Niech się stanie według waszej woli, Mości książę, ale ponieważ walczyć można równie dobrze z żelezcem kopii w obojczyku, jak z głową odkrytą, więc i ja nie będę żądał więcej czasu, tylko tyle, ile potrzeba do rzucenia kopii, a wydobycia miecza.
I, łącząc czyn ze słowami, w jednej chwili łysnął mieczem w powietrzu.
Książę poszedł za jego przykładem i, porzucając wodze koniowi, zasłonił bezbronną głowę tarczą. Hrabia de Nevers opuścił lewe ramię, którem z trudnością tylko mógł władać z powodu nadwerężenia zbroi. Koniuszowie, którzy zbliżyli się, chcąc nieść pomoc swoim panom, cofnęli się, widząc, że walka znowu się rozpoczyna.
I rzeczywiście, bój zawrzał z większą jeszcze zawziętością. Hrabia de Nevers, mało zważając na to, że nie mógł władać lewem ramieniem, ufny w hart swojej zbroi, silnej i wytrzymałej, nie zasłaniał się od uderzeń przeciwnika, ale bezustannie nacierał na tę obnażoną głowę, którą ochraniała tylko tarcza stalowa. Każde z jego uderzeń rozlegało się, jak uderzenie młota o kowadło.