Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/75

Ta strona została przepisana.

konia cofnął się w tył, a odrzucając lewą ręką tarczę złamaną, a drugą miecz nieużyteczny, pochwycił oburącz ciężki topór wojenny, wiszący u siodła, a nacierając na hrabiego prędzej, niż ten mógł przeniknąć jego zamiary, zadał mu nim tak silny cios w hełm, że zawiasy przyłbicy pękły, i chociaż hełm nie spadł, hrabia, de Nevers znalazł się nagle z odkrytą twarzą. Wstrząsnąwszy głową, zrzucił on hełm swój już niczem nie przytwierdzony; wszyscy widzowie wydali okrzyk przerażenia.
W tejże samej chwili, gdy hrabia stanął w strzemionach, chcąc oddać również toporem cios za cios, buławy obu sędziów walki spadły pomiędzy walczących i rozległo się wołanie głośne króla Karola:
— Dosyć, Mości panowie, dosyć!
Gdy bowiem dostrzeżono uderzenie hrabiego de Nevers i gdy po twarzy księcia polała się krew, ks. Walentyna zemdlała, a królowa, blada i drżąca, pochwyciła króla za ramię, prosząc:
— Najjaśniejszy panie, na miłość Boga, każ zaprzestać, już dosyć tej walki!
Jakkolwiek wielką była zaciętość przeciwników, walka jednak natychmiast ustała. Hrabia de Nevers zawiesił miecz swój na łańcuchu, książę de Touraine zaczepił topór o strzemiona. Koniuszowie przypadli, jedni poczęli ocierać krew z czoła księcia, drudzy wydobywali ostrze kopii z obojczyka hrabiego, któremu żelazo ciągle, choć lekko, raniło ramię.
Po odbyciu tych operacyi, ukłonili się sobie nawzajem przeciwnicy z zimną grzecznością, jakby nic się niezwykłego nie stało. Hrabia de Nevers opuścił szranki, a książę de Touraine skierował kroki swe ku namiotowi, chcąc wziąć nowy hełm i na nowo wyzwanie ogłosić. Ale król podniósł się z miejsca swego na balkonie i zawołał głośno tak, aby wszyscy słyszeć mogli: