Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/80

Ta strona została przepisana.

niom jego majątków i aby wszystko, co on posiadał, wystawić na sprzedaż, a otrzymane stąd pieniądze rozdzielić pomiędzy lud, poczem jego samego zwrócić księciu zrujnowanego, to jest takiego, jakiego książę przyjął do swoich usług. Ale król nie chciał tej połowicznej sprawiedliwości. Powiedział, że w ten sposób będą mieli zadośćuczynienie tylko ci, których ograbił; rodzinom zaś tym, pomiędzy któremi szerzył śmierć i hańbę, trzeba było innego zadośćuczynienia.
W tym kłopocie zjawił się i stanął przed radą pewien starzec, a dowiedziawszy się, o co chodziło, przyrzekł królowi i sędziom, że sprawi, iż Bétisac wyzna zbrodnię swoją własną, osobistą i taką, za którą ks. de Berri nie będzie mógł przyjąć odpowiedzialności. Zapytano go, co należy uczynić.
— Nic innego — odpowiedział — jak tylko zamknąć mnie w tem samem więzieniu, w którem zamknięty jest Bétisac.
Innych objaśnień żadnych dać nie chciał, mówiąc, że to już jego sprawa, która jego tylko obchodzi, ponieważ on, a nie kto inny, podjął się doprowadzić ją do skutku. Stało się więc tak, jak żądał. Straże odprowadziły go do więzienia publicznie i jawnie, a Stróże, otrzymawszy instrukcyę, wepchnęli go do izby więźnia Bétisaca i drzwi za nim zaryglowali.
Starzec udał, jakoby nie wiedział wcale, że izba ta była zajęta, wyciągnął ręce przed siebie, jak człowiek, który nie widzi jasno, a przypadłszy do ściany przeciwległej, usiadł oparty o mur i, skurczywszy kolana, oparł na nich łokcie i ukrył twarz w dłoniach.
Bétisac, którego oczy od ośmiu dni przywykły do ciemności, przyglądał się towarzyszowi swej niedoli z ciekawością. łatwą do wytłómaczenia w podobnej sytuacyi. Po chwili poruszył się nawet, chcąc zwrócić uwagę star-