razem. A niechże teraz przybywa nasz stryj de Berri przyjąć na się winy tego człeka. Zobaczymy, czy przyzna się i do tej zbrodni.
Wkrótce echo zeznań Bétisaca rozeszło się po mieście i można było widzieć na ulicach wielkie tłumy narodu rozradowanego, gdyż był on wielce nienawidzony i przeklinany, ale nikt nie był więcej zdziwiony temi wiadomościami, jak dwaj rycerze, którzy przybyli żądać wydania przestępcy w imieniu księcia de Berri. Wiedzieli oni dobrze, że był on już ostatecznie zgubiony, i zrozumieli odrazu, iż podobne wyznanie win, o które go nikt nie pytał, uczynić mógł chyba za radą jakiegoś śmiertelnego wroga. Ale cóż było robić? Zeznanie uczynione zostało, król wydał wyrok, pozostała więc już jedna tylko nadzieja, ta mianowicie, że nazajutrz Bétisac swoje słowa cofnąć zechce. Chcąc mu to poradzić, pobiegli oni do więzienia, lecz stróże odpowiedzieli, że tak im, jak i czterem sierżantom, umyślnie w tym celu przysłanym, nakazane zostało pod karą śmierci, aby nikomu nie pozwalali widzieć się z więźniem. Rycerze w milczeniu spojrzeli po sobie i odeszli; wróciwszy do domu, wsiedli na konie i pojechali zdać sprawę swojemu panu.
Nazajutrz rano, około godziny dziesiątej, zabrano Bétisaca z więzienia. Gdy spostrzegł, że go prowadzono już nie w stronę sądu, ale ku pałacowi biskupiemu, nabrał znowu otuchy. Tu znalazł zebranych inkwizytorów królewskich i dygnitarzy Kościoła świętego. Burmistrz miasta Béziers, obecny temu także, powstał i rzekł:
— Mości panowie! oto jest Bétisac, którego wam oddajemy, jako heretyka i kacerza. Gdyby zbrodnia jego była zbrodnią podległą juryzdykcyi królewskiej, byłaby już sprawiedliwość wymierzona, ale heretyk należy do sprawiedliwości duchownej. Czyńcie z nim, na co winy jego zasługują!...
Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/86
Ta strona została przepisana.