Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/91

Ta strona została przepisana.

zwęglone zostały, i wtedy, jakby do piekieł porwanej zwłoki runęły na dół i zniknęły w masie węgli i popiołu.
Tłumy powoli, w milczeniu, rozchodzić się poczęły, a u stóp stosu pozostał tylko ów starzec tajemniczy. Pytano się, czy to nie szatan we własnej osobie, przychodzący po duszę potępieńca?...
Nie, starzec ów był ojcem dziewicy, zhańbionej przez Bétisaca.

VII.

A teraz, jeżeli czytelnicy pozwolą, dla lepszego przedstawienia wypadków, jakie zobowiązaliśmy się opowiedzieć, wyprowadzimy ich poza mury miasta Béziers. Opuścimy bogate płaszczyzny Langwedocyi i Prowansalii i przeniesiemy się do górzystej Bretanii, w odwieczne jej lasy dębowe; usłyszymy pierwotny jej język i zobaczymy Ocean o wodach głębokich i zielonych; aż w końcu zboczymy o kilka mil od starego miasta Vannes i wstąpimy do jednego z tych zamków obronnych, których w owe czasy mnóstwo było na ziemi francuskiej. Zamek ten jest rezydencyą jednego z tych wielkich a burzliwych lenników, z których każdy gotów był w jednej chwili zmienić się z podwładnego we wroga swojego pana. Tam, uchyliwszy wielkich drzwi rzeźbionych, prowadzących do sali na parterze, która służyła za jadalnię, zobaczymy dwóch ludzi, siedzących przy stole. Pomiędzy nimi duży srebrny dzban cyzelowany, pełen hypokrasu, do którego jeden z nich często zagląda, podczas gdy drugi, z wstrzemięźliwością niezwykłą u mężczyzn owej epoki, odrzuca wszystkie czynione mu propozycye i przykrywa swój kubek ręką, za każdym razem, kiedy towarzysz go do przyjęcia udziału w libacyach namawia. Ten, któregośmy najpierw przedstawili, jeno mniej wstrzemię-