Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/105

Ta strona została przepisana.

— Oh! — szepnęła Helena — oh! zdaje mi się, że zemdleję.
Pani Desroches poskoczyła i podtrzymała ją.
— Więc pani tak się lęka obecności kogoś, kto panią kocha?
— To nie obawa — odparła Helena — to wzruszenie. Nie uprzedzono mnie, że to nastąpi dziś wieczorem, więc ta nowina, tak ważna i udzielona mi tak niespodzianie, oszołomiła mnie!
— To jeszcze nie wszystko — mówiła dalej pani Desroches. Osoba ta jest zmuszona otaczać się najgłębszą tajemnicą.
— Dlaczego?
— Zabroniono mi odpowiedzieć na to pytanie.
— Mój Boże! co znaczą te wszystkie ostrożności zachowywane z biedną, jak ja, sierotą?
— Są niezbędne; niech mi pani wierzy!
— Ale o cóż idzie?
— Najpierw nie może pani widzieć twarzy tej osoby, bo spotkawszy się z nią później, nie powinna pani jej poznać.
— Więc ta osoba przyjdzie zamaskowana?
— Nie, pani, ale wszystkie świece zostaną zgaszone.
— I będziemy siedzieli po ciemku?
— Tak jest.
— Ale pani zostanie, nieprawdaż, pani Desroches?