— Uważaj teraz! — powiedział Dubois, wyciągając rękę w stronę złota.
— Słucham pana! — odrzekł Oven.
— Czy twój pan podróżuje pod własnem nazwiskiem?
— Wyjechał pod własnem, ale w drodze przybrał inne.
— Jakie?
— Pana de Livry.
Dubois dołożył dziesięć sztuk, ale, że piramida była zawysoka, zaczął układać drugą obok. Oven aż krzyknął z radości.
— O! o! zawołał Dubois — nie ciesz się zawczasu! Uważaj! Czy w Nantes jest jaki pan Livry?
— Nie, jest tylko jedna panna Livry.
— A kto ona jest?
— Żona pana de Montlois, serdecznego przyjaciela mojego pana.
— Dobrze! — odrzekł Dubois i dołożył znowu dziesięć sztuk. — A co twój pan robił w Nantes?
— To samo, co inni młodzi panowie: polował, fechtował się, chodził na bale.
Dubois odjął dziesięć sztuk. Ovena przebiegł dreszcz.
— Zaraz! zaraz! — zawołał. — Robił jeszcze coś więcej.
— Aha! — odparł Dubois. — Zobaczmy, co takiego: mianowicie?
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/111
Ta strona została przepisana.