— Raz a czasem dwa razy na tydzień wychodził z domu wieczorem o ósmej, a wracał o trzeciej albo czwartej rano.
Dobrze! A gdzie chodził?
— Tego nie wiem! — odrzekł Oven.
Dubois trzymał wciąż odjęte sztuki na dłoni.
— A podczas podróży, co robił? — zapytał.
— Jechał przez Oudon. Ancenis, Le Mans, Nogent i Chartres.
Dubois wyciągnął rękę i chudymi palcami odjął znowu dziesięć sztuk. Oven jęknął.
— A w drodze — zapytał Dubois — nie robił żadnych znajomości?
— Tylko z jedną pensyonarką, z klasztoru Augustyanek z Clisson, która jechała w towarzystwie jednej z zakonnic, siostry Teresy.
— A jak się nazywa ta pensyonarka?
— Panna Helena de Chaverny.
— Helena! obiecujące imię! Zapewne ta piękna Helena jest kochanką twojego pana?
— Tego nie wiem — odpowiedział Oven.
— Pan sam to pojmuje, że mi tego nie powiedział.
— Jesteś bardzo sprytny! — odrzekł Dubois i z pierwszej piramidy odjął dziesięć sztuk.
Zimny pot wystąpił na czoło Ovena! Jeszcze cztery takie odpowiedzi, a zdrada, jakiej się dopuścił względem pana: nie przyniesie mu żadnej korzyści.
— I te panie jadą razem z nim do Paryża? — zapytał Dubois.
— Nie, zatrzymały się w Rambouillet.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/112
Ta strona została przepisana.