— A! — zawołał Dubois.
Wykrzyknik natchnął otuchą Ovena.
— A nawet — dodał — siostra Teresa już odjechała.
— No! — zauważył Dubois — nie jest to bardzo ważne, ale nie trzeba zniechęcać nowicyuszów.
Dołożył dziesięć sztuk do piramidy.
— Więc ta panienka pozostała sama? zapytał.
— Nie — odrzekł Oven.
— Jakto, nie?
— Jakaś pani z Paryża czekała na nią.
— Pani z Paryża?
— Tak.
— Czy wiesz, jak się nazywa?
— Słyszałem, że siostra Teresa nazywała ją panią Desroches.
— Pani Desroches! — wykrzyknął Dubois, i dołożył znowu dziesięć sztuk.
— Tak — powtórzył rozpromieniony Oven.
— Pewny tego jesteś?
— Jak najpewniejszy. Kobieta wysoka, chuda, żółta...
Dubois dołożył znowu dziesięć sztuk.
— Wysoka, chuda, żółta — powtórzył Dubois. — To ta sama...
— Czterdzieści do czterdziestu pięciu lat — dodał Oven.
— To ona! — powtórzył Dubois, dokładając znowu złota.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/113
Ta strona została przepisana.