Zabiera się do wyjścia nasz kawaler: przypina szpadę, kładzie płaszcz... Dokądże idzie? Czy chce oczekiwać na wyjście Jego Królewskiej Wysokości? Z wyrazu twarzy sądząc, nie przypuszczam, żeby miał zamiar zabić kogokolwiek; raczej można przypuścić, że będzie się przechadzał pod oknami swojej lubej. Gdyby miał taki zamiar, możeby się udało...
Trudno opisać uśmiech, jaki przeleciał po ustach jego w tej chwili.
— Tak — zaczął po chwili — ale gdybym w tej awanturze oberwał pchnięcie szpadą, jakżeby się książę śmiał! Ale przecież moi ludzie muszą być na stanowiskach, a zresztą, kto nic nie ryzykuje, nic nie ma!
Dubois obszedł z pośpiechem naokoło hotelu i wszedł w pustą uliczkę, od jednej strony, przypuszczając, że Gaston wejdzie od drugiego końca. Nie pomylił się: w uliczce spotkał pana Tapin, który, pozostawiwszy Czujnego wewnątrz dziedzińca, trzymał straż od zewnątrz. W paru słowach opisał mu swój plan. Czujny pokazał mu jednego ze swych ludzi, leżącego na schodach pod drzwiami, podczas gdy drugi, siedząc na słupku, brzdąkał na gitarze, obyczajem wędrownych śpiewaków, proszących o jałmużnę. Trzeci musiał być ukryty gdzieś w pobliżu, ale tak dobrze, że go nie było widać.
Dubois, czując za sobą plecy, owinął się w płaszcz po same uszy i zapuścił się w uliczkę.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/123
Ta strona została przepisana.