Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/127

Ta strona została przepisana.

— Napaść! szepnął Gaston, nie chcąc krzyczeć w obawie skompromitowania Heleny. — Nędznicy!
— Panie! zostaliśmy pochwyceni! — mówił Dubois, zwijając płaszcz i ubranie Gastona i zabierając je — ale jutro spotkamy się jeszcze!
I pobiegł pędem w stronę hotelu, a tymczasem ludzie, uprowadzający Gastona, zamknęli go w sali na dole.
Dubois wbiegł na schody i, zamknąwszy się w pokoju, wydobył z ubrania Gastona upragniony pugilares. W jednej z przegródek znalazł połowę cekina i napisane na kartce nazwisko.
Był to widocznie znak, służący do poznania.
Nazwisko oznaczało pewnie człowieka, do którego jechał Gaston i który się nazywał kapitan La Jonquiere, a papier miał niezwyczajny kształt.
— La Jonquiere! — szepnął Dubois — ten sam! Mamy już na niego oko... To dobrze!
Przejrzał pugilares — nie było w nim nic więcej.
— To mało — powiedział — ale i to wystarczy.
Wyniósł papier takiego samego kształtu, wypisał na nim nazwisko i zadzwonił. Wszedł Tapin.
— Coście z nim zrobili? — zapytał Dubois.
— Zamknęliśmy go w sali na dole i straż; stoi przy nim.