twarzy obecnych, a jeszcze pani Desroches wzięła karafkę i zalała dogorywający płomień, poczem zapanowała głęboka ciemność. Pani Desroches, upewniwszy raz jeszcze Helenę zeby się nie lękała, wyszła. Po chwili za temi drzwiarpi, które dotąd były zamknięte, odezwał się czyjś głos.
Helena zadrżała na dźwięk tego głosu.
Mimowolnie postąpiła kilka kroków w kierunku drzwi i nadsłuchiwała z upragnieniem.
— Czy jest gotowa? — pytał głos.
— Gotowa, mości książę — odpowiedziała pani Desroches.
— Mości ksiażę! — szepnęła Helena. — Któż to taki?
— Sama jest?
— Sama.
— Wie o mojem przybyciu?
— Wie.
— Nikt nam nie przeszkodzi?
— Wasza Dostojność może na mnie rachować.
— A światła nie ma?
— Ciemno zupełnie.
Słychać było zbliżające się kroki, które nagle ucichły.
— Powiedz mi pani szczerze — odezwał się głos — czy istotnie jest ona tak ładna, jak mówią?
— Ładniejsza, niżeli nawet może przypuszczać Wasza Królewska Wysokość.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/130
Ta strona została przepisana.