— I ty, mości książę, śniłeś. Pozwól, żebym ci wytłómaczył twój sen...
— Dubois, wsadzę cię do Bastylii!
— Niech będzie i do Bastylii, ale wiedz o tem, że ta błażnica...
— Jest moją córką, mości Dubois!
Dubois cofnął się osłupiały.
— Twoją córką? Mości książę... a matka?
— Była najuczciwszą kobietą, która miała szczęście umrzeć, nie znając ciebie.
— A dziecko?
— Ukryłem przed oczyma wszystkich, żeby jej nie splamiły spojrzenia wszystkich gadzin jak ty!
Dubois skłonił się głęboko i wyszedł zawiedziony; regent z miną zwycięzcy ścigał go wzrokiem. Ale Dubois niełatwo dawał zbić się z tropu. Zaledwo zamknął drzwi, ujrzał przed sobą światło.
— Mówiłem, że ten spisek urodzi mi mitrę arcybiskupią — szepnął. — Głupi byłem. On mi urodzi kardynalski kapelusz! Kawaler de Chanlay.