Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/154

Ta strona została przepisana.

— Jesteś moim prawdziwym przyjacielem Gastonie... Zatem porozumieliśmy się zupełnie...
— Po powzięciu najlżejszego posądzenia pisz do mnie.
— Więc odjeżdżasz?
— Jadę do Paryża dla tych rodzinnych spraw, o jakich ci wspominałem... Będę mieszkał w hotelu Muid-d’Amour na ulicy Bourdonais; zapisz sobie ten adres i nie pokazuj go nikomu.
Pocóż te ostrożności?
Gaston zawahał się.
— Bo... gdyby wiadomo było, kto jest twoim obrońcą, w razie złych zamiarów potrafionoby zniweczyć moje plany.
— I ty także jesteś tajemniczy, Gastonie. Mani więc ojca, który się ukrywa, i... kochanka... który także będzie się ukrywał!
— Ale co do niego wiesz, z jakiego powodu — powiedział Gaston, usiłując pokryć śmiechem rumieniec i pomieszanie.
— Ah! pani Desroches idzie... Bierze za klamkę drugich drzwi, uważa widać, że rozmowa trwa zadługo... Jestem pod strażą, jak widzę... tak, jak w klasztorze.
Gaston złożył pocałunek na ręce Heleny, chwilę potem pani Desroches weszła do pokoju. Helena złożyła Gastonowi głęboki ukłon, a on skłonił się jej niemniej głęboko. Pani Desroches wpatrywała się w młodzieńca z baczną uwagą, notując sobie w pamięci wszystkie szczegóły do jego rysopisu,